Recenzja "Magic Mike", czyli "Okiem kobiety"
Znowu zebrało mi się na twórczość recenzorską. Nie wiem, czy ktoś to oceni i coś skomentuje, ale czasem warto zaryzykować, prawda?
Gdy usadowiłyśmy się wygodnie w fotelach leciały reklamy, dzięki czemu poznałyśmy najnowsze propozycje i wybrałyśmy ze trzy kolejne filmy, jak nie cztery. Pojawiło się kilku panów ze swoimi kobietami, miny mieli nie tęgie z tego, co zauważyłam. Film raczej nie był im w smak i wyglądali, jakby byli na tym seansie za karę – nie dziwię się po filmie, samoocena na pewno im spadła.
Film zaczął się od występu boskiego (jak zwykle!), bo umięśnionego, pokrytego oliwką (Bambino?) na każdym skrawku widocznego ciała Matthew McConaughey z nieprzyzwoitymi pytaniami, na które żadna kobieta nie potrafiłaby rozsądnie odpowiedzieć w takim miejscu, jakim odbywa się męski striptiz.
Historia w zasadzie łatwa, prosta, jak budowa cepa. Mamy prawie 30-letniego Mike’a (w tej roli rzecz jasna uzdolniony tanecznie i mający doświadczenie w tejże branży Channing Tatum), który za dnia chwyta się różnych prac, m.in. układanie dachu , zaś wieczorami bawi damską publiczność, jako striptizer, a gdzieś tam w międzyczasie marzy mu się własna firma, gdzie mógłby wykonywać meble z drewna.
Pewnego dnia na budowie poznaje 19-letniego Adama (Alex Pettyfer znany szerszej publiczności ze „Stormbreaker”, czy z „I Am Number Four” oraz „In Time”), który później mu się zrewanżuje za podwózkę do domu rozpoczęciem pracy w klubie Dallasa (Matthew McConaughey).
Ale oczywiście musiała wkroczyć martwiąca się siostrzyczka, Brooke (w tej roli, jakże sztywna Cody Horn), w której zakochuje się nasz Magic Mike, który nie stroni również od przyjacielskiego seksu (niekoniecznie we dwójkę, bo trójkąty też się zdarzają) od czasu do czasu z całkiem ładną Joanną (Olivia Munn).
Rzecz jasna, nieco wszystko się komplikuje, bo Adam zaczyna bardziej zacieśniać znajomość z dj-em z klubu, Tobiasem (Gabriel Iglesias), z którym zaczyna rozprowadzać substancje typu LSD. Po jednej z prywatnych imprez, gdzie Adam i Mike zaprezentowali się, jako policjanci, ten pierwszy wpakowuje się w kłopoty. Zostawił na imprezie cały towar, który dał mu Tobias, a pieniądze trzeba zwrócić… Mike, jako ten dobroduszny oddaje całe swoje oszczędności, aby pokryć ten dług oraz rezygnuje z wyjazdu na drugi koniec Stanów, aby tam być wspólnikiem Dallasa.
Mamy sporo komedii, trochę dramatu, trochę romansu i odrobinę kryminału, więc film nie jest wcale tak tragiczny, zły, bo jest nawet przyzwoicie dobry. Jeżeli patrzymy pod kątem doznań zmysłu wzroku. Rzecz jasna jedynie myślę tutaj o damskiej części (i możliwe, że wyjątkach w postaci mężczyzn innej orientacji) publiczności. Ten film jest, jako „odmóżdżenie” po ciężkim tygodniu pracy, dla relaksu, aby się odprężyć. Pod tym kątem spełnia wszystkie wymogi: banalna fabuła, pięknie wyrzeźbieni mężczyźni, całkiem przyzwoita muzyka, momentami całkiem niezła sceneria (na początku filmu jakaś ładna droga, a w połowie plaża), nawet dobre zdjęcia. I po tym filmie każdej kobiecie marzy się striptiz w wykonaniu takiego pana, profesjonalisty, dobrze zbudowanego, byleby nie był to jej własny mąż (chłopak), bo takiego to ona zna już na wylot.
Nie słyszałam o tym filmie kompletnie. Tak naprawdę rzadko oglądam coś z Hollywood. Do kina chodzę, ale omijam komercyjne hity. Stawiam na kino alternatywne. Wystarczy mi, że oglądam Bolly :D
OdpowiedzUsuń