poniedziałek, 1 października 2012

Tyle spraw...
Tyle przemyśleć...
Jak żyć?
Z dnia na dzień wszystko się zmieniło, a przecież wszystko było dobrze. Przecież Dziadkowie mieli być nieśmiertelni, a teraz?
Teraz, tracę grunt pod nogami...
Nie wiem co się dzieje. Trudno zrobić cokolwiek, jakikolwiek ruch.
I aż trudno w to wszystko uwierzyć, bo to się dzieje zbyt szybko...
Tyle pytań się kłębi, ale zero odpowiedzi, bez echa jakiegokolwiek poprzedniego życia...



















niedziela, 26 sierpnia 2012

Recenzja "Magic Mike"

Recenzja "Magic Mike", czyli "Okiem kobiety"



Znowu zebrało mi się na twórczość recenzorską. Nie wiem, czy ktoś to oceni i coś skomentuje, ale czasem warto zaryzykować, prawda?


Osiem dni temu wybierając się z koleżanką na film miałyśmy niezły ubaw, nie ukrywam. Podczas kupowania biletów rzucałyśmy sprośne, dwuznaczne żarty, aluzje. Biedny pan kasjer, współczuję mu, że musiał nas wysłuchiwać. Z tego miejsca go przepraszam.

Gdy usadowiłyśmy się wygodnie w fotelach leciały reklamy, dzięki czemu poznałyśmy najnowsze propozycje i wybrałyśmy ze trzy kolejne filmy, jak nie cztery. Pojawiło się kilku panów ze swoimi kobietami, miny mieli nie tęgie z tego, co zauważyłam. Film raczej nie był im w smak i wyglądali, jakby byli na tym seansie za karę – nie dziwię się po filmie, samoocena na pewno im spadła.

Film zaczął się od występu boskiego (jak zwykle!), bo umięśnionego, pokrytego oliwką (Bambino?) na każdym skrawku widocznego ciała Matthew McConaughey z nieprzyzwoitymi pytaniami, na które żadna kobieta nie potrafiłaby rozsądnie odpowiedzieć w takim miejscu, jakim odbywa się męski striptiz.

Historia w zasadzie łatwa, prosta, jak budowa cepa.  Mamy prawie 30-letniego Mike’a (w tej roli rzecz jasna uzdolniony tanecznie i mający doświadczenie w tejże branży Channing Tatum), który za dnia chwyta się różnych prac, m.in. układanie dachu , zaś wieczorami bawi damską publiczność, jako striptizer, a gdzieś tam w międzyczasie marzy mu się własna firma, gdzie mógłby wykonywać meble z drewna.

Pewnego dnia na budowie poznaje 19-letniego Adama (Alex Pettyfer znany szerszej publiczności ze „Stormbreaker”, czy z „I Am Number Four” oraz „In Time”), który później mu się zrewanżuje za podwózkę do domu rozpoczęciem pracy w klubie Dallasa (Matthew McConaughey).

Ale oczywiście musiała wkroczyć martwiąca się siostrzyczka, Brooke (w tej roli, jakże sztywna Cody Horn), w której zakochuje się nasz Magic Mike, który nie stroni również od przyjacielskiego seksu (niekoniecznie we dwójkę, bo trójkąty też się zdarzają) od czasu do czasu z całkiem ładną Joanną (Olivia Munn).

Rzecz jasna, nieco wszystko się komplikuje, bo Adam zaczyna bardziej zacieśniać znajomość z dj-em z klubu, Tobiasem (Gabriel Iglesias), z którym zaczyna rozprowadzać substancje typu LSD. Po jednej z prywatnych imprez, gdzie Adam i Mike zaprezentowali się, jako policjanci, ten pierwszy wpakowuje się w kłopoty. Zostawił na imprezie cały towar, który dał mu Tobias, a pieniądze trzeba zwrócić… Mike, jako ten dobroduszny oddaje całe swoje oszczędności, aby pokryć ten dług oraz rezygnuje z wyjazdu na drugi koniec Stanów, aby tam być wspólnikiem Dallasa.

Mamy sporo komedii, trochę dramatu, trochę romansu i odrobinę kryminału, więc film nie jest wcale tak tragiczny, zły, bo jest nawet przyzwoicie dobry. Jeżeli patrzymy pod kątem doznań zmysłu wzroku. Rzecz jasna jedynie myślę tutaj o damskiej części  (i możliwe, że wyjątkach w postaci mężczyzn innej orientacji) publiczności. Ten film jest, jako „odmóżdżenie” po ciężkim tygodniu pracy, dla relaksu, aby się odprężyć. Pod tym kątem spełnia wszystkie wymogi: banalna fabuła, pięknie wyrzeźbieni mężczyźni, całkiem przyzwoita muzyka, momentami całkiem niezła sceneria (na początku filmu  jakaś ładna droga, a w połowie plaża), nawet dobre zdjęcia.  I po tym filmie każdej kobiecie marzy się striptiz w wykonaniu takiego pana, profesjonalisty, dobrze zbudowanego, byleby nie był to jej własny mąż (chłopak), bo takiego to ona zna już na wylot.

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Za gorąco.
Temperatura rośnie. Nie wiadomo za co się złapać.
Tyle książek, tyle filmów, tyle muzyki - nie wiadomo za co się złapać.
Oddaj się zapomnieniu.

wtorek, 6 marca 2012

Takie tam katowickie zloty.

"Czułam dziwny lęk.
Niepokój.
Jakby miało zdarzyć się coś złego,
jakby uciekał mi pociąg..."
Jab We Met

Tak to trochę wyglądało i za to kocham komunikację miejską w moim mieście. 8:49 miałam pociąg do Katowic - owszem, zdążyłam, ale mój bieg do pociągu wyglądał trochę, jak bieg Geety (Kareena Kapoor) w filmie "Jab We Met". Zaczęłam się śmiać, że może powstanie remake tego filmu i wystąpię w tej roli, skoro już mam "trening". ;-)
Weekend upłynął pod znakiem Bollywoodu. Z chęcią zapisuję się na powtórkę. :-)
Dodatkowymi atrakcjami było spotkanie sobowtóra Abhisheka Bachchana - tyle, że "nieco" niższego oraz bez zarostu oraz Pan w indyjskiej restauracji, Buddha w za krótkich spodniach i jeszcze krótszych skarpetkach trzymający sztućce, jak łopaty. To było takie... nietypowe (wymiana z urocze).
Nawet drugie śniadanie (a może to już był obiad?) był w McDonaldzie. Chyba pora uczyć się śląskiego, bo wypowiedzi były mało zrozumiałe dla mojej osoby.

 

Film polecam, jest genialny! Popłakać ze śmiechu się można. :) Bardzo pozytywny, a kto nie lubi Kareeny ten może się do niej przekonać oglądając ten film.

piątek, 10 lutego 2012

Nie, nie, nie.
Nie jest za zimno.
Nie ma za mało książek.
Nie ma za mało filmów.
Nie ma za mało muzyki.

Wariactwo, czyste wariactwo - this is psychosis, this is psychosis!




 Listen to me now
I need to let you know
You don't have to go it alone

And it's you when I look in the mirror
And it's you when I don't pick up the phone
Sometimes you can't make it on your own