poniedziałek, 14 listopada 2011

Jedno wielkie WTF?

"You are drowning in the sorrow of a billion opinions
Nobody can hear you
Nobody can hear you
This is psychosis
This is psychosis
This is the jigsaw blown apart"
IAMX - Ghosts Of Utopia


W końcu się wzięłam za opisanie koncertu z 29 października, tak dość późno, ale nie miałam pomysłu na ubranie tych wszelkich emocji po koncercie.

Październikowy koncert IAMX był. TAK, był, ale nie pozostawił po sobie żadnego śladu, w przeciwieństwie do poprzedniego w kwietniu w warszawskiej Stodole. Niby na trzy dni przed całe to wydarzenie było pod wielkim znakiem zapytania, bo pan Corner odwołał swoje show w krakowskim Kwadracie, ale odbyło się po interwencji polskich fanów u Galicji Productions, po wysłaniu setek maili.
Bifor epicki, nawet więcej niż epicki, bo mina pana M. vel K. po ujrzeniu czterdziestu (!) chupa-chupsów jest nie do opisania. Niby miało być sto chupa-chupsów, ale ten Pan wie, że całą resztę dostanie w środę przed Patrickiem Wolfem.
Pomijając, że miało się świadomość, że albo będzie inny suport, albo go wcale nie będzie (Nobless Oblige znacznie wcześniej odwołali swoje trzy występy, więc są usprawiedliwieni) to czekanie ponad półtorej godziny, gdzie w tle nam w uszach brzęczy coś na wzór techno-house-i-ogólnie-nie-umiem-tego-nazwać było zwykłą męczarnią – przynajmniej dla mojej osoby. W końcu pojawia się pan Corner i reszta członków IAMX.  Zagrali szesnaście piosenek i poszli. Tak w wielkim skrócie jestem w stanie to ująć, bo Krzych się kompletnie nie starał, miał generalnie to wszystko gdzieś i w moim mniemaniu marzył, aby spieprzać z tego zadupia, jak najprędzej. Chociaż gitarzysta Alberto sporo nadrobił i nabrałam do niego więcej sympatii, zyskał sporo w moich oczach po tym, jak wykonał wspinaczkę.
Porównując to wszystko do występu w warszawskiej Stodole, gdzie szłam w ciemno w zasadzie i zajechana po 12godzinach na uczelni (tak, studiuję zaocznie!) to więcej było tam energii, niż teraz w Krakowie. Ja się pytam: WTF?! Czyżby pan Corner wypalił się? Ale raczej pod kątem występów, niż twórczości. Czyżby kryzys wieku średniego? E tam, za wcześnie, jak on czterdziestki nawet nie ma! Ale w sumie, każdy inaczej przechodzi pewne etapy życia, po swojemu. Może potrzebna Krzychowi faktycznie jest przerwa, ale taka nieco dłuższa, aby zregenerował swoje siły?
Generalnie koncert był, ale tak jakby go nie było, nie pozostawił po sobie większego śladu tak naprawdę (chyba, że ów śladem nazwiemy trzy palce w moim oku poprawione łokciem przez tego samego osobnika) i jakoś nie chce się go pamiętać. Chodzi rzecz jasna o sam koncert, a nie o bifor, czy after (pt. ‘koczowanie przed tylnymi drzwiami, może jak Krzyś wyjdzie to nas przeprosi za swoje zachowanie’?).
Możliwością jest także, że spodziewałam się więcej po kwietniowym koncercie, tzn. postawiłam wyżej poprzeczkę Krzysiowi. Jeśli tak to przepraszam, niemniej nie żałuję.

Nie żałuję, bo spędziłam czas inaczej, niż zwykle w Krakowie, a także zobaczyłam Kraków z innej perspektywy.  Na swój sposób mnie urzekł i niech tak zostanie. Kiedyś zwiedzę GO gruntowniej, obiecuję to sobie od niepamiętnych czasów. Ale… a nuż się spełni?

2 komentarze:

  1. dokładnie, dokładnie, dokładnie. dokładnie tak samo odebrałam ten koncert. boje się że krzyś się wypalił właśnie. oby nie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja liczę na to, że jedynie potrzebuje przerwy, żeby zregenerować siły po ostatnich miesiącach, bo bądźmy szczerzy ostanie pół roku nie było łatwe, lekkie. Jakieś dłuższe wakacje by mu się przydały, ale wątpię, czy by je w pełni wykorzystał, bo zwariowałby bez fanów - głównie polskich - wiadomo, wszędzie dobrze, ale w Polsce najlepiej. :D

    OdpowiedzUsuń